Jaskinię Kaklik odwiedziliśmy dzięki naszym gospodarzom. Świadomi, że jesteśmy w Pamukkale nie po raz pierwszy, chcąc za wszelką cenę urozmaicić nam pobyt, namawiali nas gorąco, żebyśmy udali się do Kaklik – i z grubsza wyjaśnili nam, jak tam dojechać. Okazało się, że naprawdę warto – to jakby Pamukkale w miniaturze, ale znajdujące się pod ziemią. Efekt potęguje umiejętne podświetlenie poszczególnych trawertynów. Po wyjściu na światło dzienne czekało nas kolejne zaskoczenie – niewielkie jeziorko, obrośnięte jaskrawozielonym bluszczem i trawą, z wodą w kolorze tak intensywnego ciemnego błękitu, jakby ktoś wylał do niej atrament w dużej ilości. Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy jeziorko ma żywych mieszkańców – zanurzone pod wodą części roślin były pokryte grubą warstwą minerałów. Nasze wątpliwości rozstrzygnął mały krabik, który niezdarnie wytelepał się na brzeg, pogmerał chwilę wśród wysokiej trawy, a potem dostojnie osunął się z powrotem do wody. Całość robiła wrażenie kadru… z dopracowanej smakowicie przez doświadczonych grafików gry komputerowej, rozgrywającej się w bliżej nieokreślonym świecie fantasy.
[ Smród siarkowodoru unoszący się wokół wejścia do jaskini i wewnątrz nie powinien odstraszać. Stężenie nie jest śmiertelne. Aczkolwiek wewnątrz wiszą tabliczki aby nie wtykać nosa do różnych dziur bo tam siarkowodór może być w trochę wyższym stężeniu-przyp P.M.]